niedziela, 18 listopada 2018

Porady skrótologa - cz. 2



Gdy pisałem pierwsze Porady skrótologa miałem w zamyśle cykl. Życie zweryfikowało moje zakusy​,​ a i trochę imperatyw miałem zbyt słaby. Od jakiegoś czasu jednak kusi mnie by napisać krótki artykuł na temat klawiszy 

Enter i ESC 

Wszyscy je znamy prawda?
O popularność z nimi mogłaby zawalczyć chyba tylko Spacja jeszcze. Znamy, a jakby o nich zapominamy. Jak to zapominamy?! Odezwą się pewnie głosy. Wszak nie da się zapomnieć o Enterze podczas pisania tekstu. Zgadza się, ale ja nie o tym kontekście chcę dziś pisać.
Chodzi o potwierdzanie okien dialogowych.
Nie wiem czy to już atrybut wieku czy też gonitwa życia stolicznego powoduje u mnie zagotowanie płynów ustrojowych gdy widzę taki scenariusz:
  1. Delikwent wykonuje jakąś czynność w oknie dialogowym, np. wypełnia formularz. Okno ma u dołu dwa typowe przyciski OK i Anuluj.
  2. Delikwent wypełnił formularz, chce go zatwierdzić, więc co robi? Ano sięga do myszy, pieczołowicie celuje kursorem w przycisk OK i klika. Uffff, udało się. Zatwierdzone.
Nierzadko zdarza się jeszcze prostsza sytuacja, gdy pojawia się mały komunikat lub pytanie z tymi dwoma przyciskami. Tu też następuje sięganie po mysz, uruchamianie żmudnego procesu trafiania w OKeja i klikanie. 

A przecież wystarczy wcisnąć tylko Enter!

Zwykle przycisk OK jest "podświetlony" czyli otoczony grubszą obwódką. Oznacza to, że wciśnięcie Enter jest równoznaczne z kliknięciem myszą w niego. Czasem gdy widzę taką akcję to wypowiadam cicho 'Enter". Jeśli uda mi się wpłynąć na ofiarę na poziomie podprogowym to wciska ten Enter. 

Początkowo jako argument do zachęty używania Entera chciałem odwołać się do oszczędności czasu. I nie można zbagatelizować tego aspektu. Zmierzyłem. Średnio mysz od klawiatury oddalona jest 20-30 cm. Enter jest zwykle w okolicy prawego małego palca. Łatwo policzyć w głowie ile oszczędza się czasu wykorzystując Enter. A co ze zwolennikami spowalniania życia, filozofii Hakuna Matata, czy slowfoodu? Ano odwołam się do argumentów zdrowotnych. Lista schorzeń związanych z pracą przy komputerze ciągle się wzbogaca. Do najczęstszych należy zespół cieśni nadgarstka oraz tzw. łokieć tenisisty. Jednym z elementów doprowadzających do tych powikłań jest używanie myszy. Klawiatury też oczywiście ale można temu zaradzić różnymi podkładkami, bardziej ergonomicznymi konstrukcjami klawiatur, itp. Podkładki pod nadgarstek przy myszy też są i to dobrze. Ale mi chodzi o ten niepotrzebny gest sięgania po mysz, o tą całą drogę jaką musi wykonać nasze ramię a potem nadgarstek by wcelować kursorem. Jeśli przemnożyć to przez kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset razy dziennie to w całym naszym życiu zawodowym robi się liczba.

No dobra, a gdzie ten Eskejp zapowiedziany na wstępie? Ano nie ma co się rozpisywać. Ten klawisz działa dokładnie odwrotnie. Zwykle wystarczy go użyć by coś anulować. To wszystko.
Zatem:
  • jeśli chcesz oszczędzić trochę czasu - pamiętaj
    o Enterze i Eskejpie,
  • jeśli chcesz zoptymalizować swoją pracę -
    pamiętaj o Enterze i Eskejpie,
  • jeśli cenisz sobie zdrowe ręce i łokcie -
    pamiętaj o Enterze i Eskejpie

Polecam się ,​
Wasz ​dyżurny ​skrótolog

P.S. Koleżanki i koledzy z firmy, prezentację w PowerPoincie odpala się za pomocą klawisza F5. Łatwiej go znaleźć na klawiaturze, niż jakieś małe ikonki czy opcje menu :)

Zniknął firmowy blog, zniknęły też moje porady dotyczące skrótów klawiszowych. Wrzucam więc je tutaj, bo od czasu do czasu znajdzie się ktoś, kto chce się zapoznać z tymi krótkimi publikacjami. Poniższa powstała pod koniec 2012 roku


Porady skrótologa - cz. 1

Uczestnicząc w przeprowadzonej niedawno konferencji Microsoft Technology Summit z uwagą łapałem administratorskie porady dotyczące Windows 8. Jeden z wykładów poświęcony był migracji z dotychczas panujących na rynku wersji systemu. Jak już pewnie wszyscy wiedzą w Ósemce zmienił się znacząco sposób nawigacji po poszczególnych elementach pulpitu. Znikło na przykład menu Start ale za to zyskaliśmy kafelki. W związku z tym prowadzący wykład mocny nacisk położył na skorzystanie ze znanych dotąd oraz nowych skrótów klawiaturowych. Pomyślałem sobie, że jest to znakomity przyczynek do popularyzowania tej techniki osiągania zamierzonych efektów. Trochę przewrotnie, bo przecież świat idzie w stronę dotyku oraz w jeszcze większe zaangażowanie myszy i innych urządzeń wskazujących. Czemu zatem tak przydatne mogą stać się skróty klawiaturowe? Ładnych parę lat temu, gdy jeszcze jako administrator miałem okazję wprowadzać Symfonię w firmie w której pracowałem, okienkowy system był nowością. Koleżanka z księgowości po jakimś czasie zwróciła mi uwagę na to, że korzystanie z myszy znacznie spowalnia jej pracę. Żachnąłem się na tę uwagę, no bo jak to, przecież okienka są takie fajne, takie ładne, takie intuicyjne. Okazało się, że podczas codziennie wykonywanych czynności, sięganie po wielokroć do myszy, kierowanie kursora w wybrany cel i klikanie go zajmuje sumarycznie sporo czasu. Rozpocząłem więc poszukiwanie rozwiązania. Oczywiście okazało się, że większość czynności daje się obsłużyć wyłącznie klawiaturą ale było już za późno, koleżanka odruchowo sięgała po mysz. Odwyk był drastyczny, mysz wylądowała za monitorem. Pobolało, pobolało ale udało się. Korzyści okazały się ogromne bo mówi się, że brać księgowa ma swoje programy w palcach a podczas wprowadzania tych liczb do klawiatury im najbliżej.
Gdy słuchałem prelekcji na MTS-ach to uświadomiłem sobie jak wiele innych korzyści oprócz oszczędności czasu wynika z propagowania skrótów klawiaturowych:
  • po aktualizacji oprogramowania/systemu łatwo korzysta się z tych samych funkcji, co właśnie było mocno podkreślane na wspomnianej prelekcji przy okazji przesiadki na Windows 8;
  • podpowiadając komuś rozwiązanie znacznie łatwiej oprzeć się na skrótach klawiszowych niż opowiadać w którą ikonkę w którym rogu kliknąć;
  • w związku z powyższym skróty znakomicie ułatwiają pracę konsultantom telefonicznym wspomagającym użytkowników oprogramowania, a dla użytkowników wskazówki są wygodne i łatwe do zastosowania;
  • ostatni punkt będzie nieco przewrotny, bo przy okazji poznawania skrótów klawiszowych wiele osób najnormalniej poznaje nowe funkcjonalności programów.

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie przemycił kilku przydatnych kombinacji, które na co dzień zdarza mi się podpowiadać:
  1. Pierwszy i najważniejszy skrót klawiszowy, który najczęściej przypominam przypisany jest do klawisza… Enter!!! Tak, tak, z Entera wiele osób korzysta najczęściej tylko po to by przejść do nowego wiersza w edytorze tekstu. Tymczasem ten popularny klawisz użyteczny jest również wówczas gdy pojawia się okno z przyciskami OK i Anuluj.  W zależności od kontekstu wyróżniona grubszą obwódką jest jedna z opcji i wystarczy klepnąć Enter by zastosować właśnie ją.  Skorzystanie z  tej drugiej też nie wymusza na nas sięgania po mysz bo wystarczy ruch klawiszem strzałki w prawo lub lewo by przenieść wyróżnienie i znów klepnąć tylko Enter.
  2. Skoro już sięgnąłem do edytora tekstu to niedawno z zadowoleniem spostrzegłem na jednym z blogów pytanie czy w Androidowych zamiennikach pakietu Office można skorzystać z kombinacji Shift + F3. Bardzo użyteczny skrót gdy niechcący wciśnie nam się Caps Lock i nie zauWAŻYMY TEGO W PORĘ. Wystarczy zaznaczyć  niefortunny kawałek tekstu i wcisnąć Shift + F3 by jednym ruchem całość doprowadzić do porządku. Przełącznik działa również w drugą stronę, gdy chcemy z małych liter w większym fragmencie zrobić same drukowane, lub rzadziej gdy tylko pierwsze litery słów chcemy uczynić dużymi. Wówczas trzymając Shift cyklicznie wciskamy klawisz F3. Kto nie znał to już teraz zachęcam do eksperymentu.
  3. Niektórzy intensywnie korzystają z pulpitu Windows. Żal mi strasznie gdy widzę jak przy mnóstwie otwartych aplikacji i dokumentów próbują się dostać do tego pulpitu poprzez minimalizację każdego okna z osobna. Kombinacja Windows + D uczyni życie łatwiejszym. Proszę spróbować. Klawisz Windows zwykle zlokalizowany jest u dołu po lewej stronie, pomiędzy Ctrl'em i Alt'em, jak to widać na fotce powyżej. Podobnie działa kombinacja Windows + M, przy czym tu na pulpicie pozostają otwarte okna modalne, czyli takie, które otwierają się na przykład gdy chcemy zapisać plik na dysku i wskazujemy folder. Takie okno potrafi się gdzieś zawieruszyć pomiędzy innymi i wówczas nic nie można zrobić w programie, który je wywołał. Ratuje nas Windws + M.
  4. Wydawałoby się, że jedne z najbardziej popularnych kombinacji klawiszy: Ctrl + C (Kopiuj) i Ctrl + V (Wklej) są znane. Tymczasem dość często obserwuję wybieranie tych opcji myszą z menu kontekstowego. No szkoda czasu a może bardziej łokci i nadgarstków.

Odnalazłem stare teksty pisane do różnych firmowych wydawnictw. Wśród nich poniższy opublikowany pod koniec 2007 roku. Wrzucam tu jako wspomnienie przeszłości. 

O czytaniu książek na starych telefonach
 
No i przesiadłem się. Przesiadłem się na Nokię. Piotrek i jego ekipa miał na to solidny wpływ. Tak, tak. Przez nich zainteresowałem się Nokią bo zarządzili ujednolicenie floty telefonicznej w firmie. Oczywiście jakoś tolerowali moje zamiłowanie w Sony Ericssonach bo dawałem sobie z nimi radę a i innym pomocy nie szczędziłem. Wolałem tą markę bo, jakby to powiedzieć, Nokia wciąż tkwiła w DOS-ie gdy Sony tchnął w Ericssony trochę nowoczesności. No i te ekrany nokiowe... Jak na czymś takim


Czytać książkę?
Od książek właśnie zaczęło się moje poszukiwanie urządzeń, które pozwolą czytać je w dowolnym miejscu w dogodnej chwili. Miłośnicy szelestu kartek zwykle z pewnym powątpiewaniem spoglądają na moje opowieści. Ja też lubię czytać papierowe książki. No lubię, lubię, bo czemu nie? Ale taką tradycyjną książkę nie zawsze mamy przy sobie. Kobiety są w lepszej sytuacji bo w torebce obok śrubokręta znajdzie się też miejsce na niedużą lekturę. Komórka jednak jest pod ręką niemal zawsze. Czytam książki w ten sposób wszędzie gdzie przyjdzie mi czekać na cokolwiek. Sięgam po lekturę nawet wtedy gdy przebijanie się przez skrzyżowanie przekracza rozsądną liczbę cykli świetlnych. Maryla ostatnio tego doświadczyła, gdy stojąc w korku obok mnie próbowała bezskutecznie zwrócić moją uwagę. A ja akurat zatopiony byłem w perypetiach Endera. 
Zacząłem moje pisanie od Nokii bo ostatnie modele w końcu doczekały się wypasionych telewizorów. Z N73 konkurować mogą chyba tylko palmtopy, choć widziałem na Kongresie Technologicznym nowy model N95 z równie solidnym wyświetlaczem. 
Ale wróćmy do książek. Do ich czytania używam aplikacji o bardzo niewyszukanej nazwie BookReader. Tak naprawdę program dedykowany jest na PC-ta. W komputerze wskazuje się tekst, określa parametry i tworzy aplikację do wgrania w telefon wyposażony w technologię JAVA. W tej chwili niemal każdy model to potrafi. 
Wśród parametrów konfiguracyjnych bardzo ciekawa jest możliwość ustawienia różnych trybów wyświetlania tekstu. Można zmieniać czcionkę, kolory a także orientację na wyświetlaczu telefonu. 


Najczęściej korzystam z zielonego tekstu na czarnym tle. Osoby, które pamiętają monochromatyczne monitory Hercules pewnie domyślają się dlaczego. Oczy po prostu się nie męczą. No i w nocy ekran nie świeci jak latarnia.

Wygląda to mniej więcej tak:


Oczywiście nie widać tak wiele tekstu jak na prawdziwej kartce, ale zapewniam, że można się wciągnąć w czytanie i zupełnie zapomnieć o konieczności klikania by przejść do następnej strony. Wiele już osób tego doświadcza :) Jeśli nie chcemy klikać można włączyć automatyczne przesuwanie tekstu. Wygoda czytania w telefonie pozwala na przyłożenie głowy do poduszki i czytanie w takiej pozycji w jakiej papierowy egzemplarz nie ma szans. Czytanie w telefonie ma jeszcze jedną ogromną zaletę. Otóż program sam zapamięta miejsce w którym skończyliśmy. Chyba, że włączymy autoprzewijanie i zaśniemy w wygodnej pozycji. Obudziłem się już raz za późno. Książka „przeczytała się” do końca :)

  BookReader nie służy mi jedynie jako książkoczytacz. Znakomicie sprawuje się w roli prostej bazy danych. Wprawdzie obecne telefony potrafią w kontaktach rejestrować wiele dodatkowych danych to jednak gromadzimy mnóstwo innych istotnych informacji, które czasem warto mieć pod ręką. BookReader pozwala błyskawicznie przeszukiwać dowolny tekst. Gdy lokalizatory nie były jeszcze popularne w ten sposób przechowywałem np. listę bankomatów mojego banku. 
Menu programu zawiera również opcje przeglądania pamięci telefonu w celu wskazania innego źródła tekstu

Możliwe jest więc skorzystanie z niego wówczas gdy otrzymamy od kogoś emalią załącznik tekstowy a nasz telefon nie potrafi przeczytać takiego pliku. 
Podczas rozmów o elektronicznych książkach pojawiają się często pytania skąd je biorę. Jak wiadomo w sieci można znaleźć niemal wszystko. Wiele jest witryn zawierających teksty klasyki jak w projekcie Gutenberg czy też teksty niezależnych pisarzy nie „przypiętych” do żadnego wydawnictwa. Również wydawnictwa komercyjne zauważyły zainteresowanie rynku tą formą czytelnictwa. Zatem trzeba tylko dobrze zagooglać i… czytać :)
Wspomniałem przed chwilą o

Lokalizatorach

Piotrek pozwolił mi się trochę rozpisać zatem skorzystam z okazji i napiszę parę słów o nowince która zaczyna wkraczać do komórek. I bynajmniej nie mam tu na myśli systemów GPS. Ostatnio dość intensywnie reklamuje się lokalizator Zumi. Działa on jednak na razie tylko w przeglądarkach pecetowych. Tymczasem konkurencja nie śpi i można w telefonie skorzystać zarówno z zagranicznych systemów jak znany Google Maps


jak i ze świeżej, rodzimej produkcję czyli Targeo.mobi


Targeo niestety nie oferuje widoku satelitarnego ale za to ma znakomite plany również mniejszych miejscowości. Ponadto pozwala sięgać do bieżących repertuarów kin przygotowanych przez portal Gazety Wyborczej. 
Oczywiście używając tego typu programów należy liczyć się z użyciem połączenia internetowego. Oba programy posiadają wersje dla JAVY a Google Maps również dla Symbiana. 
O Symbianie i aplikacjach na tą platformę mam jeszcze wiele ciekawych informacji ale to może przy innej okazji :)

Wiadomość z ostatniej chwili!!!

Zakończyły się prace nad czwartą edycją świetnej przeglądarki internetowej Opera Mini dedykowanej dla telefonów z technologią JAVA. Można z jej pomocą przeglądać strony nawet na telefonach z małymi wyświetlaczami. 


Nowością w tej wersji jest możliwość poruszania się po pełnej stronie w takiej postaci jak wygląda ona na „dużych” przeglądarkach. Ponadto użytkowników pełnej Opery zainteresuje możliwość korzystania z tych samych Ulubionych adresów.  
    

Mimo, że nowe Nokie posiadają równie funkcjonalne przeglądarki to jednak często korzystam z MiniOpery. Zainteresowanych odsyłam na stronę www.operamini.com. Dostępna jest też polska wersja językowa


niedziela, 19 stycznia 2014

Nasze listonicowanie


Ten tekst poświęcę tylko jednej aplikacji
Listonic to narzędzie, które zaraz po Hangoutach króluje na telefonach, tabletach i komputerach w mojej rodzinie. Moja wzmianka o nim w tekście "Mój Android na codzień" trafiła na bloga Listonica, więc postanowiłem się odwdzięczyć nieco szerszym opisem.

Listonic promowany jest przez twórców jako aplikacja do tworzenia list zakupów i tak jest w istocie. My jednak wykorzystujemy jego możliwości znacznie szerzej choć oczywiście od zakupów się zaczęło. 
Od kiedy w telefonach dawało się coś zapisać w charakterze notatki, korciło mnie by porzucić karteczki ze sprawunkami. Zresztą próbowałem to robić znacznie wcześniej na programowalnym kalkulatorze produkcji radzieckiej, na minikomputerku Atari Portfolio czy wreszcie na Palm-ie.


Jednak chodzenie z czymś takim po sklepie...
...postrzegane było jak dziwactwo podobne do uzgadniania zakupów z żonami przez pierwszych posiadaczy komórek. Skończyło się to zresztą fatalnie, bo pierwszy egzemplarz Portfolio zostawiłem w wózku sklepowym i tyle go miałem.
Korzystanie z listy w charakterze notatki telefonicznej było już wygodniejsze ale wciąż dalekie od doskonałości. Niezbyt łatwo się dopisywało nowe pozycje, słabo odhaczało,  a po zrealizowaniu całej listy najwygodniej było notatkę usunąć i wpisywać od zera. Nadzieję na uproszczenie niosły symbianowe Nokie bo aplikacje na nich mogły już być całkiem rozbudowane. 

Na informację o Listonicu trafiłem...
...przy okazji zawojowania przez tę polską produkcję środowiska iPhone-owego. Uradowała mnie wzmianka, że projekt ma ambicje wieloplatformowe nie wyłączając używanego przeze mnie wtedy Symbiana. I od tej chwili życie stało się piękne :) Bo Listonic to nie tylko aplikacja. Jego siła to portal przechowujący nasze listy na którym można je też tworzyć, przeglądać i nimi zarządzać. 


Od czasów Portfolio utrzymuję listę rzeczy, które warto ze sobą brać na różnorakie wyjazdy. Nazywała się Latarki (nie trudno się zorientować dlaczego) :) Trochę się klamotów na niej namnożyło przez lata, ale okazało się, że nie będzie najmniejszego problemu z przeniesieniem jej na Listonica bo na portalu znalazła się funkcjonalność pozwalająca tworzyć listy z notatek tekstowych.

Obecnie używamy Listonica bez przerwy.
Wszyscy jesteśmy zalogowani na tym samym profilu i codzień słychać w domu hasło podobne do tego: "kto ma telefon pod ręką?! ... Wrzucisz masło do Listonica?". Ale również takie:"Ooooo, nie kupiliśmy ziemniaków, nie było ich w Listonicu" :) Tak, jesteśmy uzależnieni od niego. Mamy mnóstwo list o czym za chwilę. Do czego nam te różne listy? Ano jest kilka kategorii. Obok standardowej mamy jeszcze takie uzależnione od miejsca robienia zakupów, czyli Castorama, AptekaIkea i podobne. Mamy też takie z kategorii "do zrobienia": Do szycia, Działka czy Robótki ręczne. Ta ostatnia to zestaw rzeczy,  które mamy do zrobienia w domu. Do tej kategorii można dołączyć listę z różnorakimi wymiarami z mieszkania i gdy np. zachodzi potrzeba kupienia rolet, albo pokrowca na deskę do prasowania to jest pod ręką co trzeba. Oczywiście nie ganiamy po domu z miarką w celu pełnej inwentaryzacji. Ot wrzucamy wymiar gdy akurat do czegoś jest potrzebny i czasem przydaje się on ponownie. 

Czasem szkolę. Każde ze szkoleń wymaga przygotowania i zabrania ze sobą różnych sprzętów i materiałów. Mam więc w Listonicu przygotowane odrębne listy do każdego ze szkoleń i odhaczam pozycje przed wyjściem z firmy. Raz zaniedbałem tego sprawdzenia i zapomniałem zabrać projektora, dość istotnego podczas szkolenia.

Jest jeszcze zestaw list,  które ciężko skategoryzować:
  • Obiady - wymyślanie potraw obiadowych to skaranie,  więc jak już coś wymyślimy to od razu pozycja ląduje w Listonicu. Potem szukając natchnienia zerkamy i gotowe. Mamy tu już 39 pomysłów. 
  • Do zabrania na wyjazdy i Wakacje już wspomniałem przy Latarkach, do tej kategorii zaliczają się też listy tymczasowe gdy jedziemy do rodziców. Zwykle jest do zabrania to i tamto. By w aucie nie klepać się w czoło, bo to bolesne, lepiej uzupełniać taką listę gdy tylko coś się przypomni a przed wyjściem z domu ją przeglądnąć. 
  • Listy typu Porządki - to dość złożone zagadnienie. Musieliśmy ustalić i rozdysponować między domownikami zakres czynności do opieki. Teraz już do tych list właściwie nie zaglądamy, ale na początku się przydawały. 
  • Pożyczone komuś i Pożyczone od kogoś -  wiadomo o co chodzi, prawda? Ileż to razy zachodzi się w głowę komu albo od kogo pożyczyliśmy daną książkę. Lepiej to uwiecznić. 
  • Przeglądając listy zauważyłem nazwę Aaaaby - to któryś z domowników pozbierał sobie zestaw spraw do załatwienia :) 
  • Prezenty dla ludzi - z tym kłopotem chyba boryka się każdy. Cóż tu człowiekowi kupić? Gdy więc zdarza się w jakichkolwiek okolicznościach podsłuchać coś  lub zauważyć brak czegoś u znajomych to ciach na listę :) 
  • Do powyższej kategorii dodam ostatnią, moją ulubioną listę czyli propozycje prezentów dla mnie :) Kto chce spośród domowników, to też taką listę tworzy dla siebie. Ja wpisuję do swojej cokolwiek mi przyjdzie do głowy i ma szansę na realizację. W opisie często załączam linka do strony z opisem albo wręcz miejscem lub aukcją gdzie można to coś kupić. Dla rodzinki to spore ułatwienie. Oczywiście nierzadko zdarza mi się zrobić prezent sobie samemu i zaraz odfajkowuję go z listy.

Przy okazji prezentów przypomniały mi się święta, które organizowaliśmy w domu. Sporo było porządkowania, ale na zakupy mieliśmy niewiele czasu. Podzieliliśmy się więc i ja ganiałem po sklepie, a żona pozostając w domu uzupełniała listę dynamicznie gdy tylko się coś przypomniało. Trochę więc plątałem się po markecie chaotycznie, ale przynajmniej wszystko co trzeba zostało kupione.


Parę słów należałoby poświęcić sposobom wprowadzania nowych pozycji na listę. Poza opisanym wyżej, oczywiście wprowadza się wszystko najwygodniej w smartfonie. Można to czynić w aplikacji i tam też można skorzystać z szybkiej,  gotowej listy,  którą twórcy dla nas przygotowali. Podczas wpisywania produktów program podpowiada słowa podobnie jak to się dzieje w wyszukiwarkach. 







W Androidzie jednak najwygodniej dodaje się rzeczy za pomocą widżetu na pulpicie.
Co najfajniejsze to fakt, że można kliknąć w mikrofon i po prostu rzucić paszczą "masło" czy "papryka" i zatwierdzić propozycję by wpadła na listę. Dla mnie czad.

Nie będę rozpisywał się o pozostałych możliwościach Listonica bo jest ich całkiem sporo. Nie chcę odbierać frajdy z ich odkrywania.  Chciałem jedynie zachęcić potencjalnego czytelnika do spróbowania przygody z tym niezwykle użytecznym narzędziem :)
Miłego listonicowania :)

niedziela, 5 stycznia 2014

A co to właściwie jest ten Android?


Niedawno kuzynka zapytała mnie...
co to właściwie jest ten Android... 
... i o co chodzi z tymi wszystkimi smartfonami?  
Jak się można domyśleć, jest użytkownikiem tradycyjnego telefonu, choć określenie "tradycyjny" przez obecną młodzież pewnie użyte zostałoby do nazwania smartfona. No dobra, to nazwijmy je telefonami z klasyczną, fizyczną klawiaturą, tak będzie łatwiej. Choć i to określenie może nie wystarczyć bo Samsung już wypuścił "muszelkową" wersję androidowego telefonu z klasyczną klawiaturą w dolnej klapce. Wycenił jednak to rozwiązanie kosmicznie, a szkoda, bo marzy mi się tania produkcja tego typu. Jestem przekonany,  że dzięki takim rozwiązaniom łatwiej do smartfonów byłoby przekonać seniorów. Produkowanie dla nich cegłówek z wielkimi przyciskami i mizernymi ekranami uważam za nieporozumienie. Większość babć czy dziadków ucieszyłaby się z fotki kolejnego wnuka, o filmie nie wspominając. 

Wracając do tematu artykuliku zastanówmy się co odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Może zacznę od końca - czyli próby wyjaśnienia czym jest smartfon. Pewnie w sieci jest wiele definicji, ale nie chciałbym się na nich opierać. Najczęściej przed wyborem smartfona stają dotychczasowi użytkownicy różnorakich Nokii. Wielu z nich nawet nie wie, że są użytkownikami smartfonów. Bo jak inaczej nazwać urządzenia z Symbianem, który wiele lat temu rozgościł się głównie na słuchawkach Nokii? Można im rozszerzyć funkcjonalność przez doinstalowanie aplikacji, można w nich odbierać pocztę, odtwarzać multimedia, łączyć się komunikatorami. No właściwie wszystko można z nimi zrobić co z obecnie sprzedawanymi smartfonami. To w czym problem przy przesiadce? 


Trochę się pozmieniało od tego czasu...

Ekrany są wielgachne, przyciski fizyczne w porywach można zliczyć jedną dłonią, obsługuje się je czułą pieszczotą, a ładowanie codzienne to już nie tylko domena takich maniaków pełnej baterii jak ja. Obecne smartfony to już pełnoprawne komputery z funkcją dzwonienia. Dotychczasowe telefony komórkowe to też komputery, ale najczęściej bardzo wąsko wyspecjalizowane. Oprogramowanie szyte było w nich na miarę. Funkcje dało się opisać w instrukcji obsługi bo była ich skończona ilość. Trochę zmieniło się to w czasach rzeczonego Symbiana, ale użytkownicy i tak z tego nie korzystali, albo robili to w ograniczonym zakresie.
Dość powszechne było stwierdzenie o potrzebie wyłącznie zadzwonienia, ewentualnie wysłania SMS-a. Potem jednak pojawiała się potrzeba odebrania MMS-a, wysłania fotki po pstryknięciu jej aparatem wbudowanym w telefon. Nokia przez swoje mapy wniosła też nową jakość bo do telefonów trafiła powszechna nawigacja. Ale z tego korzystali już bardziej wyszczekani użytkownicy, a wśród nich moja teściowa :) 

Napisałem,  że smartfon to komputer... 

... i do tej analogii można się odwoływać gdy przyjdzie wspomagać w przesiadce kogoś kto z komputerem obcuje a z telefonem się jeszcze trochę zapóźnił. Jest ekran, jest klawiatura choć zwykle tylko wyświetlana, jest pamięć, jest nawet twardy dysk. No dobra popłynąłem... :) 
Po kolei zatem...
Smartfon to telefon taki jak te dotychczasowe,  tylko potrafiący prawie to samo co komputer. O jego funkcjach telefonicznych nie ma co się rozpisywać bo po prostu są. W większości funkcje te są obudowane różnymi użytecznymi dodatkami ułatwiającymi życie, choć jeśli ktoś otarł się po drodze o Symbiana to nie będą one niespodzianką. Ale zostawmy je do samodzielnego rozpoznania. Komputerową naturę smartfona natomiast zapewnia system czyli oprogramowanie. Jest tu zazwyczaj wszystko to co znamy z komputera czyli pulpit oraz aplikacje lub programy jeśli ktoś woli. Część aplikacji odpowiedzialna jest za wspomniane funkcje telefoniczne czy ustawienia telefonu a reszta to rozszerzenia funkcjonalne oraz gry. 

Android to właśnie system... 

... który to wszystko ogarnia w telefonie czy tablecie a nawet w niektórych telewizorach lub urządzeniach multimedialnych. Jak wspomniałem Android posługuje się pulpitem a właściwie kilkoma pulpitami (od 3 do 9), do których dostajemy się przesuwając palcem w prawo lub lewo. Na pulpicie umieszczane są ikony reprezentujące aplikacje czyli tak jak skróty na pulpicie Windows. 
Można sobie te ikony przemeblowywać, rozmieszczać jak się chce poprzez pobieranie ich z zasobnika aplikacji lub przemieszczanie z jednego pulpitu do innego,  którą to możliwość uzyskuje się przez dłuższe przytrzymanie ikony. 

Zasobnik z zainstalowanymi aplikacjami zwykle reprezentowany jest też przez ikonę umieszczoną na głównym pulpicie lub dolnym pasku szybkiego dostępu. Analogia zasobnika w starszych Windowsach to menu Start >> Wszystkie programy
Zasobnik zawiera też możliwe do umieszczenia na pulpitach miniaplikacje tu nazywane Widżetami (Widgety). 
Po dodaniu widżetu na pulpit można zwykle określić jego wielkość czyli obszar zakrywania pulpitu. Czasem widżet ma tę wielkość ustaloną, ale zawsze musi na pulpicie być na niego miejsce by możliwe było jego dodanie. Widżety na pulpicie mogą służyć do bardzo różnych celów. Najpopularniejsze są te z zegarem i wizualizacją warunków pogodowych. Można też podglądać pocztę, kalendarz, SMSy, fotki w galerii, wpisy na portalach społecznościowych, można dodawać listy zakupów, śledzić odjazdy pociągów z wyznaczonych stacji czy stan konta bankowego. Możliwości ograniczone są tylko wyobraźnią twórców.

Na ekranie smartfona znajduje się jeszcze jeden ważny element systemu - pasek powiadomień. 
Jest wąski i znajduje się w górnej części ekranu ale możliwe jest jego "rozciągnięcie" w dół. Po co? Ano pasek powiadomień poza pokazywaniem godziny, stanu baterii, zasięgu sieci komórkowej, czy działającego WiFi i bluetootha, sygnalizuje jeszcze otrzymanie wiadomości, maila, przypominajki z kalendarza, wykonanie zrzutu ekranu, itp. Mogą na nim też rezydować ikony aplikacji,  które działają w tle czyli np. antywirusa czy odtwarzacza muzyki lub radia. 

Czym jeszcze wyróżnia się system na smartfonie? Ano tym,  że można odtwarzać multimedia,  czy to na ekranie telefonu czy poprzez HDMI np. na ekranie telewizora. Telefon może być również nawigacją, czytnikiem książek, konsolą do gier, komunikatorem do rozmów wideo, przeglądarką internetu, listą zakupów, książką kucharską, arkuszem kalkulacyjnym, edytorem tekstów, zaawansowaną kamerą, nadzorcą postanowień treningowych, latarką, odtwarzaczem programów telewizyjnych, edytorem zdjęć, tłumaczem, i czymkolwiek innym. Eksplorując sklep z aplikacjami, (bo z niego się je głównie instaluje) można napotkać na przeróżne pomysły, udostępniane zazwyczaj za darmo. Listę najczęściej przeze mnie używanych aplikacji zamieściłem w artykuliku Mój Android na codzień. Co charakterystyczne jeszcze w Androidzie to możliwość wymiany systemowych komponentów na inne. Można więc zainstalować inną klawiaturę, program pocztowy,  czy aparat fotograficzny a nawet cały system zarządzania pulpitami i aplikacjami. 

Wypada tu wspomnieć, że poza Androidem produkcji wujka Googla istnieją inne systemy smartfonowe. iOS od Appla rezyduje na iPhonach a Microsoftowy Windows Phone na produktach Nokii choć i inni producenci do niego sięgają. Te trzy królują choć system od Microsoftu dopiero się rozpędza. Filozofia używania jest podobna tylko pomysły na ergonomię są zgoła inne. Ale możliwości zwykle są zbliżone.

Zatem bezbolesnej przesiadki życzę i owocnego używania :)

wtorek, 31 grudnia 2013

Dlaczego szukałem zastępnika Youtube.

Jeszcze za czasów studenckich...
...dotarło do mnie, że przy nauce języków, obok konwersacji, bardzo ważne jest osłuchiwanie się. Kolega doradzał mi radio obcojęzyczne słuchane kwadrans dziennie. W tamtych czasach nie było o to łatwo. Ba! to w ogóle nie było możliwe jeśli nie pojechało się za granicę. Po latach trafiłem na kurs językowy na wyspy i codzienne słuchanie radia w języku oryginałów okazało się niezwykle pomocne. Od tego czasu rozglądałem się za możliwością wplatania anglojęzycznego radia w codzienność. Najwygodniejsze byłoby radio z powietrza ale jakoś z tym słabo w stolicy. Rozwiązaniem oczywiście był internet. Przez jakiś czas sięgałem do przyzwyczajeń z kursu czyli BBC 2. W niektórych audycjach było mu blisko do ulubionej Trójki ale potem trochę się to zepsuło. Trafiłem też via talerz na anglojęzyczne wydanie japońskiej telewizji NHK, ale po jakimś czasie też mnie to nie wciągało. Doszedłem do wniosku, że muszę szukać czegoś technologicznego i tak trafiłem na TWiT.TV 
a konkretnie na All About Android
Jeden z moich kolegów nazywa ich gadającymi głowami ale do mnie trafia taka forma. Mimo, że to wideoprodukcje, interesuje mnie głownie słuchanie. Jednak gdy przedstawiana jest jakaś aplikacja to lubię zerknąć na obraz. Najwygodniej słucha mi się podczas porannego prasowania. Zajmuje mi to około dwudziestu minut, więc ponieważ jednej "audycji" słucham w odcinkach to zależy mi na kontynuacji każdego dnia. Próbowałem zgrywać wersje plikowe bo MX Player zapamiętuje dla każdego filmu pozycję zatrzymania oglądania, ale zapominałem zawczasu zgrywać na dysk świeże odcinki. Znalazłem rozwiązanie w postaci starego tabletu i Youtube. TWiT.TV ma na nim odrębne kanały dla każdego tematu. Zatrzymuję oglądanie w określonym miejscu i kontynuuję następnego dnia. 
Wystarczyłoby mi to, gdyby nie fakt, że zachciało mi się słuchać dyskusji również podczas jazdy na rolkach. Przez jakiś czas używałem Youtube na telefonie ale było to uciążliwe, bo ekran musiał być ciągle włączony. Poza tym gdy ktoś zadzwonił albo napisał na czacie to niestety Youtube tracił rezon i wracając do niego, najczęściej musiałem szukać miejsca, w którym zatrzymało się odtwarzanie. 

Nie pamiętam... 
...gdzie usłyszałem lub przeczytałem o zamienniku.



Wcześniej nazywał się jakoś inaczej ale w nazwie zawsze znajdował się dopisek o oglądaniu youtube-owych materiałów w "latającym" okienku. Dla mnie jednak istotna była możliwość słuchania kanału AllAboutAndroid przy wyłączonym ekranie czy podczas odpowiadania na czacie. 
Nie będę się rozpisywał o wszystkich funkcjach aplikacji. Można je rozkminić samemu. Zwrócę tylko uwagę na trzy dla mnie najważniejsze: 

Latające okienko... 
... jest najbardziej efektowne ale również całkiem użyteczne. Uzyskuje się je dotykając czule ikonki w prawym dolnym rogu filmu, obok tej od wyświetlania na całym ekranie. Jeśli ich nie widać to trzeba dotknąć ekranu gdzieś w obszarze odtwarzanego obrazu, wtedy się objawią. Okienko można skalować chwytając za narożnik oraz przesuwać w dowolne miejsce ekranu. Mimo, że miejsca tam nie za wiele to znalazło się go jeszcze na ikonę do ustawiania rozdzielczości, wyciszania dźwięku, minimalizacji, powrotu do oglądania klasycznego lub pełnoekranowego, oraz do zamknięcia okienka. 
Przenoszenie po ekranie wymaga odrobinę dłuższego przytrzymania palcem. 
Co ciekawe, można odtwarzać jeden film w małym okienku, a drugi w tym samym czasie klasycznie w Youtube lub dowolnej innej aplikacji i oba odtwarzają wideo i dźwięk jednocześnie. Na pochybel malkontentom dowodzącym, że Android nie jest wielozadaniowy. 

Odtwarzanie przy wyłączonym ekranie...
... działa zarówno w trybie klasycznym jak i w oknie latającym. Odtwarzanie od razu w oknie latającym ma tę przewagę, że w razie potrzeby można skorzystać z innej aplikacji bez przerywania słuchania/oglądania lub zatrzymać film i kontynuować jego oglądanie w dogodnym momencie. 

Gesty podczas odtwarzania...
... znane są użytkownikom wspomnianego MX Playera. Viral w trybie klasycznym lub pełnoekranowym pozwala podgłośnić lub ściszyć dźwięk przez przesuwanie w górę i w dół palcem po prawej części filmu. Ten sam gest w lewej części pozwala przyciemnić lub rozjaśnić cały ekran. Najbardziej jednak podoba mi się przesuwanie palcem w prawo lub lewo, dzięki czemu istnieje możliwość przewinięcia filmu o parę sekund w przód lub w tył. Można w ten sposób pominąć reklamy, które w produkcjach TWiT.TV nie są zbyt natarczywe bo gadane przez prowadzących, ale znam je już na pamięć więc chętnie omijam. I nie ma się co obawiać, że robimy komuś kuku, zdaje się, że reklamodawcy płacą za liczbę oglądaczy całego materiału, a nie za rzeczywiste obejrzenie części filmu z ich reklamami. 


Ostatnio dowiedziałem się, że są konkurenci oferujący podobne możliwości, np. SuperTube. Jednak na razie nie spotkałem takiego, który oferowałby wszystkie trzy wymienione wyżej, a dodatkowo pozwalał na subskrypcję kanałów. Jeśli ktoś zna dobrego konkurenta to będę wdzięczny za słówko w komentarzu. 

Co do subskrypcji muszę dołożyć swoje trzy grosze na temat bezpieczeństwa. Zdecydowanie wystrzegam się korzystania ze swojego głównego profilu Google w obcych aplikacjach. Jakoś im nie ufam, mimo zapewnień dotyczących polityki prywatności. Jeśli więc jakaś aplikacja przypada mi do gustu i przewiduję dłuższe jej użytkowanie, to korzystam z odrębnego profilu przeznaczonego do użycia w takich aplikacjach. Oczywiście każdy robi jak woli. 

Warto zerknąć na inne produkcje ekipy z TWiT.TV. Ja oprócz AAA oglądam również iPad Today oraz This Week in Google
Spadam więc do słuchania gadających głów... :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Po co komu to konto?

Dość istotnym elementem w Androidzie... 
... jest konto. Wielu z nas ma telefony androidowe i jakieś konto emaliowe mamy do nich podłączone. Jeśli jednak nie zetknąłeś się z Androidem to ten tekst może Ci się przydać. 

Android jako system, bardzo ściśle może być powiązany (choć nie musi) z kontem usług Google. A te ostatnie połączone są najczęściej ze skrzynką na Gmailu (choć również nie muszą). Jeśli posiadasz konto na Gmailu to możesz je związać z tabletem lub telefonem. Przy wstępnej konfiguracji, na jednym z ekranów pojawia się pytanie o takie konto. Można tu również założyć nowe. Przedtem jednak trzeba połączyć się z jakąś siecią,  dobrze jest więc nie pomijać tego etapu przy ustawieniach wstępnych. Czasem producent przygotuje system tak, że na starcie urządzenie jest gotowe do używania, bez konieczności przechodzenia kolejnych kroków kreatora. Wówczas konto dodaje się w Ustawieniach, w sekcji albo zakładce Konta

Po co mi to konto... 
... ktoś może sobie zadać pytanie.

Ekosystem Androida opiera się o szereg usług obsługiwanych aplikacjami. Ja najczęściej wykorzystuję:
  • Czat z wykorzystaniem Google Hangouts (dawniej Google Talk). Od kiedy cała rodzinka i większość znajomych używa Androidowych telefonów,  SMSy i MMSy przestały istnieć. Szkoda na nie kasy, a i wygoda pisania czatem jest znacznie większa, choć obecnie Hangouty obsługują też SMSy, więc czasem trudno mi zmiarkować jakie medium komunikacji akurat wykorzystuję.
  • Instalacja aplikacji z Google Play. To podstawowe źródło aplikacji, gier i różnych przydatnych narzędzi. Być może są inne, nawet na pewno, ale to jest oficjalne i w zupełności mi wystarcza. O tym napisałem odrębny artykulik.
  • Kopia bezpieczeństwa kontaktów, kalendarza, notatek, itp. To się właściwie dzieje automatycznie. Podczas konfiguracji pojawia się pytanie o wolę tworzenia kopii na serwerach Google. Wygoda jest taka, że przy zmianie urządzenia (nowy telefon, tablet) nie ma potrzeby niczego przenosić. Kontakty, wpisy w kalendarzu tam sobie po prostu są i po zakończeniu konfiguracji zaczynają się synchronizować w obie strony. Należy jednak pamiętać by tworząc nowy kontakt przypisywać go do konta a nie tworzyć go lokalnie na telefonie/tablecie. Chyba też skrobnę na ten temat mały tekścik.
  • Poczta na Gmailu. Oczywiście nie jesteśmy ograniczeni tylko do Gmaila,  można w odrębnym kliencie poczty przypiąć sobie skrzynki z dowolnych kont. Gmailowa jednak jest dość dobrze zabezpieczona przed SPAMem, coraz fajniej się rozwija.
  • Kalendarz. Tu chyba nie ma co pisać. Ot bez kalendarza i przypominajek nie wyobrażam sobie życia, choć obecnie do przypominajek wykorzystuję wspomniany niżej Google Keep.
  • Dysk w chmurze. To spora wygoda, bo pliki zapisane na takim dysku są dostępne z dowolnego urządzenia. Google Drive połączony jest z kontem i oprócz fotek, filmów czy innych pliczków, obsługuje też dokumenty Google. To alternatywa dla powszechnego Microsoft Office. Dość istotną zaletą wykorzystywania dokumentów Google jest ich bieżące archiwizowanie w chmurze właśnie. Bodaj każda litera jest tam uwieczniana i w razie draki,  zawieszenia urządzenia, wyczerpania baterii, nic nie tracimy.
  • Notatki w Google Keep. Sporo notuję. Te artykuły piszę na tablecie lub telefonie w Keep'ie właśnie. Jeśli ktoś zna OneNote to jest to znakomity odpowiednik w ekosystemie Androida. Można pisać bez dostępu do sieci, ale gdy jest ona w zasięgu to notatki na bieżąco są zabezpieczane w chmurze. Notatki mogą być też przypominajkami i to nie tylko ustawianymi na określony termin, ale również pojawienie się w określonej lokalizacji może uruchomić przypomnienie. I Android wcale nie potrzebuje do tego celu GPS-a bo również sieci WiFi "widziane" w okolicy pozwalają mu na ustalenie pozycji. 
Powyższe usługi to tylko drobny wycinek. Jest tego oczywiście znacznie więcej, skupiłem się jednak na najważniejszych.

Nasz system...
... wcale nie musi się ograniczać do jednego konta...
... możemy mieć ich przypiętych kilka do telefonu lub tabletu. Częste są przypadki tworzenia kont z określoną funkcją, np. tylko do celów firmowych (najczęściej wykorzystywanych w telefonach firmowych). Należy jednak mieć świadomość, że pierwsze konto, które podłączymy do naszego urządzenia będzie tym podstawowym i nie będzie można go usunąć. 
Gdy zdarzy się konieczność wykorzystywania dwóch lub więcej kont dla usług Google to różne aplikacje różnie to wykorzystują. Kalendarz będzie pokazywał terminy wszystkich kont w jednym widoku. Przy ich tworzeniu jednak, podobnie jak przy dodawaniu kontaktów, konieczne będzie określenie do którego konta mają być przypisane. 

A co w sytuacji, gdy z tabletu będzie korzystać więcej osób, gdy tablet będzie urządzeniem rodzinnym? Jest na to rada. Każdy z użytkowników może mieć swój własny profil, do którego może być przypięte indywidualne konto usług Google. Profil ma wyodrębnione pulpity i przestrzeń systemową, więc nawzajem nie wchodzą sobie w paradę ani się nie podglądają. Ale o tym napiszę innym razem...